Mecz był bardzo trudny, czego można było się spodziewać. Dla mnie osobiście było to ważne doświadczenie, bo w końcu pierwszy raz oglądałem pełny mecz drużyny prowadzonej przez Gerrarda w roli trenera.
Szczerze mówiąc, to jak SG przechodził do AVB miałem pewny obawy, że może sobie nie poradzić z przeskokiem na poziom PL, ale widzę, że były one zupełnie nieuzasadnione. Bardzo mnie to cieszy, ale na pewno cieszyłoby mnie dużo mniej, gdybyśmy wczoraj nie wygrali, co bez karnego byłoby znacznie trudniejsze. Zawsze życzę Steviemu jak najlepiej, samych sukcesów, ale nigdy w meczach z Liverpoolem. Szanuję go za to, że podszedł do tego pojedynku bardzo profesjonalnie (oby tylko swojej postawy przy linii bocznej nie opierał za bardzo na stylu Rafy Beniteza), jak również za to, że w swoich reakcjach na wydarzenia boiskowe był bardzo powściągliwy pamiętając, że Anfield to wciąż jego miejsce. Na pewno nie było mu łatwo znaleźć się na Anfield po raz pierwszy w roli trenera drużyny przeciwnej, choć trzeba przyznać, że niczym nie dał po sobie tego poznać.
Generalnie piłkarze Aston Villa zagrali naprawdę dobrze uprzykrzając nam życie do tego stopnia, że pewnie każdy kibic LFC widząc co się działo od około 78 minuty chciał, żeby mecz mógł się już skończyć. Powiem, że byłem zaskoczony tym, jak operowali piłką na własnej połowie często wychodząc spod bardzo trudnego pressingu przemyślanymi zagraniami do partnera zamiast np. bezmyślnego wybijania piłki do przodu. Tym bardziej, że w końcu nie grali z byle kim.
Mam jednak nadzieję, że w kolejnych meczach zaczniemy strzelać co najmniej po dwie bramki, bo dwie takie wygrane z rzędu po 1-0 dostarczyły już wystarczająco emocji i nerwów. Na dużo plus zasługuje gra defensywy (nie żebyśmy ustrzegali się poważniejszych błędów) i fakt, że straciliśmy tylko jedną bramkę w lidze od meczu z WHU.
Chwała Mo za to, że wywalczył i strzelił karnego, ale jak dla mnie MOTM to zdecydowanie Mane. Pracował bardzo ciężko dla zespołu i wraz z Robbo stwarzali zajwiększe zagrożenie na lewej stronie.