O człowieku. Aż musiałem się po kilku latach zalogować i coś napisać, bo po prostu mi oczy wypadły po przeczytaniu tego wypracowania.
Wygraliśmy z City w półfinale Pucharu Anglii. City, które jest aktualnym mistrzem kraju i czołową drużyną świata, z którą sezon w sezon toczymy boje łeb w łeb, niestety przeważnie zostając nieco z tyłu. Twoja wypowiedź jest taka, jakbyśmy przegrali lub wymęczyli bułę z jakąś, za przeproszeniem, Aston Villą.
Mówisz o wymarzonych warunkach do odniesienia zwycięstwa. Tak jakby, ekhm, to zwycięstwo odnieśliśmy.
Deprecjonujesz KAŻDĄ z trzech zdobytych bramek. Zakładałeś, że wygramy 9:0 i każdy gol będzie kandydatem do gola dekady rozgrywek? Każdą sytuację trzeba wykorzystywać, wykorzystaliśmy jeden z kilku rożnych, wykorzystaliśmy też wtopę bramkarza i raz rozklepaliśmy obronę City po mistrzowsku. Etatowy bramkarz City w ligowym meczu z LFC też o mało sobie nie załadował samobójczej bramki, tak gwoli ścisłości. I dlaczego nic nie powiesz o golach City? Szczęśliwy rykoszet po Alissonie, po którym padł gol na 2:3 i akcja na 1:3, gdzie nasi obrońcy chyba nie zrozumieli, kto ma za kim pobiec. Gol to gol, ale idąc Twoim tokiem rozumowania, za szczęście trzeba uznać każde okoliczności, bo przecież mogły być inne. Piłka np. mogła zostać między nogami Alissona i nie byłoby bramki na 2:3.
Mówisz o tym, że musieliśmy drżeć do ostatniej chwili o wynik, tylko tak naprawdę drżeć musieliśmy jakieś 2 minuty, bo tyle przed końcem meczu padł kontaktowy gol. Sytuacja niekomfortowa, zaiste, ale mówisz tak, jakbyśmy musieli bronić oblężonej twierdzy przez połowę meczu.
W finale, jeżeli oczywiście obie angielskie drużyny do niego awansują, proponuję od razu oddać mecz walkowerem, przecież nie mielibyśmy szans. Tak samo w lidze, przecież City przez cały sezon wygrywa wszystkie mecze i ani razu nie straciło z nikim punktów.
Przepraszam za złośliwości, ale nie cierpię takiego pesymizmu, gdzie zamiast po ludzku cieszyć się z sukcesu, to jest wymyślanie i doszukiwanie się problemów.