Jeśli piłkarze mają blokady w głowach i przez to boją się wyprowadzać piłkę po ziemi oraz tworzyć kombinacyjne akcje, to niestety jest to w 100% wina Czesia. Tego, jak ich ustawia, jakie przekazuje instrukcje i czego wymaga od naszej gry. W końcu to manager zadowala się taktyką oświadczającą przeciwnikowi, że Polska muruje bramkę z nastawieniem na kontry. Byleby tylko ugrać remis i nie stracić gola.
Gdyby nie słabo wykonany przestrzelony karny, który był stuprocentową sytuacją, to jedynym groźnym strzałem w kierunku (nawet nie w światło) bramki było uderzenie Krychowiaka z poza pola karnego. Z tym, że to był już doliczony czas gry. Tyle stworzyliśmy zagrożenia… dramat! Żadnej składnej akcji, która zakończyłaby się strzałem na bramkę. Tej kopaniny naprawdę nie dało się oglądać na trzeźwo.
Nie tak to powinno wyglądać. Remis to oczywiście na takiego przeciwnika, jak Meksyk musiał być cel minimum, ale przy założeniu, że odważnie realizujemy pewne założenia ofensywne tworząc zagrożenie pod bramką przeciwnika i walczymy o 3 pkt. Nie było tego widać.
Być może wyrażę niezbyt popularną opinię, ale… po raz kolejny zatęskniłem za piłką, jaką graliśmy za Sousy. Obrona szwankowała, traciliśmy często bramki, ale graliśmy trzy razy odważniej z dużo mocniejszymi przeciwnikami, niż Meksyk. A pod względem ofensywy i kultury gry piłką gość potrafił wydobyć z naszych piłkarzy wszystko, co mieli najlepsze.
Z Michniewiczem u steru będziemy się męczyć z Saudyjczykami i serwować widzom toporny futbol, jak nie zmienimy swojego podejścia. A że nie zmienimy, to niemal pewne.
Ciężko też próbować przemilczeć wystawienie Zielińskiego w ataku, skoro to nasz najbardziej kreatywny środkowy/ofensywny pomocnik, który w takim meczu powninien był mieć za zadanie kreowanie akcji i otwieranie napastnikom oraz skrzydłowym drogi do bramki.
Wyjść na pierwszy mecz MŚ wystawiając pomocnika w ataku, co nie było wcześniej testowane w innych meczach reprezentacji. Genialne posunięcie.