Jutro o godz 15:00 (PL) / 14:00 (UK) meldujemy się na Cravan Cottage w Lodynie na mecz z Fulham. Przed nami walka o trzy z 11 punktów, które są nam potrzebne do mistrzostwa Premier League.
Nikt nie zadaje już pytań “czy”, lecz “kiedy” i miejmy nadzieję, że już niedługo będziemy pytać “jak szybko przed zakończeniem sezonu” Liverpool zapewni sobie tytuł.
W międzyczasie jednak cieszmy się tą podróżą, zapominając na chwilę o jej celu. Tym bardziej, że przed nami jeszcze kilka naprawdę trudnych meczów, w których żadnego z przeciwników nie można lekceważyć. Jak się rozluźnimy, to wpadki mogą się zdarzyć.
Szczególnie, jeśli mierzymy się z jednym z siedmiu zespołów, które urwały nam punkty w obecnym sezonie. Tylko Forest byli w stanie zrobić to dwukrotnie. Czy Fulham może pokusić się o podobny wyczyn?
A nawet jeśli to warto pamiętać, że nie przegraliśmy z nimi od 7 spotkań na wyjeździe. Ostatnia przegrana na Craven Cottage to 0-1 w Premier League (5 grudnia 2011). Choć w ostatnich czterech meczach wyjazdowych trzyktornie remisowaliśmy, a raz wygraliśmy (kwiecień 2024, liga,1-3 dla LFC).
Obecnie mamy serię 4 wygranych z rzędu. W tym sezonie dwuktornie zaliczaliśmy takie serie w lidze, jednak w piątym meczu zawsze pojawiały się ciężary - remis z Arsenalem 2-2 na Anfield, czy później 3-3 na wyjeździe z Newcastle. Czy tym razem przełamiemy rywala i będzie inaczej?
Mamy szansę powiększyć przewagę nad Arsenalem do 14 pkt, więc trzeba to zrobić!
Najlepiej byłoby wygrać następne trzy mecze, bo później czeka nas ciężka sesja na siłowni ze Spurs, Chelsea i Arsenalem - dobrze byłoby móc podejść do tych spotkań bez większej presji, a jednocześnie z pełnym komfortem psychicznym i świadomością, że 3 pkt z jednym z tych przeciwników będą tymi zwycięskimi, zapewniajacymi tytuł. Byłby to rewelacyjny scenariusz.
Bardzo fajnie, że Jota nam się odblokował. Teraz czekamy na jakiś wkład w bramki ze strony Mo.
Salah tak na dobrą sprawę jest mega konsekwentny w meczach Premier League i w tym sezonie tylko raz zdarzyło mu się, że w dwóch meczach z rzędu nie zaliczył żadnej bramki ani asysty (Nottingham, Brentford - styczeń), więc dopóki wygrywamy i punktujemy, to nie ma powodów do niepokoju.
Podobnie podchodzę do kiksów van Dijka - dopóki opaczność nad nami czuwa i rywale obijają słupki, to wybaczamy i jedziemy dalej. Najlepszym się zdarza nie trafić w piłkę.
Ankiety
- Tak
- Nie
- Tak
- Nie
- Tak
- Nie
- Jota
- Nunez
- Díaz
- Gakpo