Języki obce

Nie widziałem gdzie to umieścić, więc założyłem nowy temat - jeśli zły, sorkacz moderatorzy, proszę o przeniesienie.

Od dłuższego czasu chodziła mi ta myśl po głowie, w odniesieniu do nauki angielskiego u piłkarzy z Ameryki Południowej. I tak, znowu będę tym bardziej broniącym. Jakiś czas temu rozpocząłem naukę języka hiszpańskiego. Generalnie, języki obce chwytam dość szybko i byłem święcie przekonany, że pójdzie z hiszpańskim raz dwa. Utarło się w sumie jakoś nie wiedzieć skąd, że hiszpański to język łatwy - otóż wcale taki łatwy nie jest. Nie jest też nie wiadomo jak trudny, ale kilka mechanizmów językowych mają Hiszpanie dość wymagających.

  1. Pierwsza sprawa to rodzajniki - są co prawda dwa: “el” i “la”, to i tak duże uproszczenie w stosunku do niemieckiego, gdzie są trzy: “der”, “die”, “das”. Póki co wydaje mi się, również, że ich udział w gramatyce jest nieco prostszy niż w języku niemieckim (np. nie korzystają z fleksji, bo nie występuje odmiana przez przypadki), jednak wciąż są obecne i to jest pierwsza duża zmiana, którą zauważyłem w stosunku do angielskiego.

  2. Tryb pytający i rozkazujący - o ile Hiszpanie korzystają z pewnych słów, rozpoczynających pytania np. ¿Cómo estás? (jak się masz?), o tyle w hiszpańskim tworzenie pytań nie wymaga żadnej specjalnej konstrukcji gramatycznej, po prostu nadajemy wyrażeniu charakter pytający poprzez odpowiednie zaakcentowanie, język polski również pozwala na coś takiego, przykład:

  • zdanie twierdzące: Czujesz się dobrze.
  • zdanie pytające: Czujesz się dobrze?
    .
    No dobra, ale co z pismem? Otóż Hiszpanie sygnalizują wyrażenie pytające na piśmie dodatkowym odwróconym znakiem zapytania z przodu wyrażenia (“¿”). Jest to olbrzymia zmiana w stosunku do angielskiego, gdzie język wymaga zastosowanie operatora lub czasownika modalnego, oraz przeniesienie go na początek zdania i umieszczenia orzeczenia za nim.
  1. Osoba w zdaniu - w przeciwieństwie do angielskiego, w hiszpańskim nie dodaje się osoby do wyrażenia - to do jakiej, albo o jakiej osobie mówimy, wynika z odmiany czasownika. Ja jeszcze jestem na etapie, że mówię “yo soy” (ja jestem), ale w hiszpańskim raczej mile widziane jest mówienie po prosty “soy”. W angielskim natomiast nie ma czegoś takiej jako samoistne “am”, zawsze trzeba powiedzieć “I am / I’m” - niby pierdoła, ale widzę ile problemu sprawia mi wciąż nie zaznaczanie osoby w wyrażeniu

  2. Wymowa - hiszpańska wymowa jest świetna, ale jak dla mnie jest też czymś niecodziennym. Jest np. “b” zamknięte i “b” szczelinowe (czyli tak jakby ktoś chciał powiedzieć “b”, ale z otwartymi ustami, bez kontaktu dolnej wargi z górną. W dodatku “v” czasami czyta się jak “b” szczelinowe, albo na odwrót, jeszcze tego do końca nie łapie. “J” czyta się jak “H”, “G” przez samogłoskami “i” oraz “e” czyta się jak “H” i “X” w nazwach własnych również czyta się jak “H”. Mnóstwo jest takich rzeczy. “N” przed “i” wymawia się jak “N”, nie jak “Ń” (trochę czasu mi zajęło zanim powiedziałem “femenino” zamiast “femeńino”

Przechodząc do sedna: hiszpański sprawia mi więcej problemów, niż się spodziewałem, pomimo tego, że chwytam języki obce i że w sumie uczę się ich już ze 20 lat, jak nie lepiej. Nie jestem zatem zdziwiony, że zawodnikom z Ameryki Południowym przychodzi to z takim trudem, biorąc też pod uwagę, że duża część tych chłopaków jest z rejonów raczej ubogich i edukacja też nie jest na takim poziomie np. jak w Polsce. Daglas Luiz w, którymś wywiadzie mówił, że sporo mu zajęło, zanim się nauczył angielskiego i stało się to głównie za sprawą Alishy Lehmann, z którą jest w związku i która mówi zdaje się w 5 językach - domownicy takiego Nuneza czy Diaza raczej również nie mówą po angielsku…

Btw. zauważyliście, że zazwyczaj te same czasowniki w różnych językach występują jako nieregularne?

5 polubień

Fajny wpis. Jeżeli chodzi o naukę języka obcego, szczególnie angielskiego, to jak słusznie wspomniałeś:

że duża część tych chłopaków jest z rejonów raczej ubogich i edukacja też nie jest na takim poziomie np. jak w Polsce.

Tu jest właściwie pies pogrzebany, również istotne jest to, że my w Polsce, ale np. także Niemcy czy Duńczycy, Holendrzy mają styczność z językiem angielskim w mediach. Osłuchujemy się z językiem angielskim oglądając pirackiego streama w necie, netflixa z napisami, grając w gry po angielsku, dyskutując po angielsku w internecie i tak dalej.

Btw. zauważyliście, że zazwyczaj te same czasowniki w różnych językach występują jako nieregularne?

Tak, prawie w każdym języku tak jest, żeby najczęsciej występujące czasowniki, często także pełniące role pomocnicze, miały charakterystyczną formę

3 polubienia

Podziwiam ze ci sie chciało o tym pisać i oczywiście brawo za chęci do nauky. Języki to świetna rzecz. Mówię plynne w 4 jezykach, hiszpański również próbowałem (nie jest to żaden ze czterech które umiem) podstawa na wczasach wystarczy :grinning::tropical_drink::taco:.
Uważam przeciwnie, powinni sie uczyć. No ale z drugiej strony jakbym miał 70k funtów tygodniowo, oj nie wiem czy by mi sie chciało.
Naprawdę fajny wpis.

1 polubienie

Piłkarze to milionerzy którzy mają mnóstwo wolnego czasu i dostęp do najlepszych nauczycieli na świecie, nie róbmy z nich sierot które w 2 lata nie potrafią się nauczyć podstaw języka.
Jak ktoś po takim czasie w danym kraju nadal nie potrafi nic powiedzieć to tylko dlatego że nie chciał się tego języka nauczyć

no wlasnie tu jest tez pewnie główny problem. Tymbardziej, że jedni mają łatwość nauki języka a inni nie. Jeden będzie mowic w 7 językach a drugi ledwo sie nauczy drugiego. Ja sam miałem 10 lat niemiecki a nic w tym języku nie jestem w stanie powiedziec, po 20 latach bez nauki. A jak się uczyłem to też raczej wolalbym użyc gdzies na wakacjach angielskiego a nie niemieckiego.
To, że Nunez nie udziela wywiadów po angielsku nie znaczy, że na treningu nie rozumie co mu Klopp mówi. Ile tych słow sie trzeba nauczyc, żeby zrozumiec co chce trener.

tylko wez zauważ, że praktycznie większość latynosów piłkarzy słabo mówi po angielsku.

1 polubienie

Słusznie autor tematu zwrócił uwagę na pochodzenie piłkarzy z biedniejszych rejonów Ameryki Płd. Nam łatwo oceniać zza klawiatury, kiedy uczyliśmy się tego angielskiego latami - w większości szkół od 7 roku życia, a i tak sporo osób, które znam osobiście ma potem problemy i chodzi dodatkowo na kursy językowe. Jeśli ktoś szedł do liceum, zdawał maturę, potem zaczynał studia, to wiadomo, że uczył się przy okazji 1-2 obcych języków, nawet nie specjalizując się w tym kierunku. Piłkarze przeznaczali ten czas na sport, i pewnie tak samo bym zrobiła na ich miejscu, bo każdy po prostu zajmuje się tym, co mu potem będzie potrzebne do życia. Warto dodać, że angielski jest z grupy języków germańskich, więc nie wejdzie tak łatwo do głowy jak portugalski czy włoski. No i taka nauka to jest jednak czasochłonne zajęcie, można przerobić sporo książek, a i tak nie mówić “płynnie” albo utknąć na jakimś poziomie, itp.
PS Darwin jeśli to czytasz, jestem do dyspozycji :smiley:

2 polubienia

Żeby nie było, również uważam że powinni się uczyć, po prostu chciałem zaznaczyć, że rozumiem że może im to zabrać więcej czasu

tak jak napisałeś, oni pewnie ledwo tam zdali podstawówkę, gdzie poziom nauki napewno jest niższy, więc nauczenie się języka w wieku 20 paru lat też jest trudniejszą sprawą. Ilu Polaków ze zmywaka ledwo duka po angielsku a siedzą tam latami. To nie do końca wynika, że nie chcą sie nauczyć, po prostu poziom edukacji od wczesnego dzieciństwa był na poziomie miernym to i nauka przychodzi cięzko. Wymagaj od kogos nauczenia się jak on od pierwszych klas podstawówki nie był w stanie dostać chociażby 4.

Hmmmm zastanawiajace poniewaz u mnie 10 lat nauki to bylo ruskiego(takie czasy byly :rage:) i jednak cos tam sklecic umiem choc wiecej rozumiem niz potrafie powiedziec.
Co do niemieckiego to czesto robi sie z “der,die,das-ow” czarna magie a moim zdaniem to nie do konca tak jest chociaz latwo nie ma co pokazuje moj sztandarowy przyklad czyli: noz ma rodzajnik nijaki,lyzka meski a widelec zenski :joy: o liczeniu “od tylu” to juz w ogole nie wspomne.

Lecz nam jest latwiej,moim zdaniem,nauczyc sie “szprechania” niz przecietnemu Schmidtowi polskiego, gdyz nasz jezyk jest trudniejszy do opanowania chociazby ze wzgledu na odmiane przez przypadki wszystkiego co sie da :grimacing:

A co do Darwina:no coz chyba kazdy z nas poznal w zyciu osoby,ktore nie maja “drygu” do nauki jezykow a jak jeszcze dochodzi do tego niechec aby posiasc taka wiedze+nie za wysoki poziom intelektualny to jest klopot.

Moim zdaniem poziom nauki nie ma za wiele do rzeczy jeśli chodzi o naukę języka w wieku dorosłym. Kubica jest tylko po podstawówce, a umie angielski i włoski perfect. Ok mógł mieć wysoki poziom w tych 8 klasach, ale nie ma co ukrywać, że tutaj talent do pojmowania otaczającego świata i podstawowy instynkt odnalezienia się w obcym środowisku mają największe znaczenie. Nawet Nunez umie jakiś język, każdy zna jakiś język. Nie trzeba w ogóle przejść żadnego poziomu edukacji, aby posiąść język, bo to jest podstawowy element przetrwania. Ale jeśli mózg uzna, że już potrafi komunikować się z otoczeniem, to nauka kolejnego języka może wydawać mu się niepotrzebną strata energii, dlatego dorosłym ciężko uczyć się nowych rzeczy, bo skoro tyle lat już funkcjonują na świecie to znaczy, że jest git.

No ale rosyjski i polski to ta sama grupa językowa, bardzo podobne języki, więc i natywnie rozumiałeś więcej i łatwiej się takim językiem operuje.
Hiszpański i angielski to dwie inne bajki. Hiszpański ma miano łatwego języka, bo jest nieskomplikowany gramatycznie oraz dość prosty w wymowie w porównaniu do “ciężkich” języków (takich jak polski, węgierski czy japoński/mandaryński, które oparte są na zupełnie innych konstruktach). Nauka każdego języka to jednak jest swego rodzaju wyzwanie i każdy ma jakieś odstępstwa, do których trzeba się przyzwyczaić. Dlatego dla Latynosów, bez specjalnego talentu lingwistycznego, zaś pochodzących z biedy i regionów cechujących się słabą edukacją, nauka nawet pozornie prostego angielskiego może być kłopotliwa. Tym bardziej jeśli ktoś, nawet mieszkając w Anglii, nie zanurza się całkowicie w języku, a jedynie ma z nim styczność na treningach/prywatnych lekcjach 2-3 razy w tygodniu, zaś w szatni ma grupę mówiącą w języku ojczystym i w domu używa jedynie hiszpańskiego.
To bardzo indywidualna kwestia. Jeżeli komuś brakuje motywacji to nauka będzie szła wolno. Ja na pewno uczyłbym się angielskiego znacznie szybciej, bo oprócz wygodniejszego życia, zapewne dobrze działałoby to marketingowo i wizerunkowo, wszak piłkarze nie jedynie z kopania piłki żyją. Doskonale jednak rozumiem, że ktoś może mieć inne pobudki i zwyczajnie może robić tyle, żeby wystarczyło. Suarez czy Aguero po latach gry w Anglii mówią po angielsku słabo, a mają tu statusy legend i język w niczym im nie przeszkodził :slight_smile:

1 polubienie

Tu sie absolutnie zgadzam :smile: zarowno od strony teoretycznej jak i bazujac na doswiadczeniu poniewaz angielskiego “liznalem” jeszcze 3 lata w szkole a hiszpanski przynajmniej na poziomie prostym sam sobie przyswoilem.
Jedno jest pewne: kazdy jezyk obcy trzeba uzywac jak najczesciej aby go nie zapominac.

Tak na marginesie: moj starszy wnuk jest wychowywany dwujezycznie i do tego juz w przedszkolu przyswaja angielski.Jakby tak jeszcze potem mial hiszpanski (zalezy od typu szkoly) to byloby ekstra!
Znajomosc jezykow poszerza horyzonty moim zdaniem.

1 polubienie

tylko Kubica w wieku 13 lat wyjechał do Włoch, więc to nie tak, że języka musiał sie uczyc w wieku 20 paru lat. Pytanie też jak sie uczył w tej podstawówce, może miał same piątki a nie 1-3.

Uważam, że język to nie zdobywanie wiedzy, a zdobywanie umiejętności tzw feeling. Pozostając przy Kubicy, można to porównać do zdobycia prawa jazdy, które Robert sam powiedział nie poszło mu perfekcyjnie, bo jeździł “smętnie” zdaniem egzaminatora czy coś w tym stylu. I to jest właśnie nauka języka poprzez szkołę i książki. Natomiast czucie auta miał już perfekcyjne, bo przecież od dziecka jeździ na limicie.
Oczywiście podstawy gramatyki trzeba znać, ale to dosłownie podstawy. W angielskim jest tyle phrasal verbs i dziesiątki znaczeń jednego słowa, że tego nie da się tak po prostu wyuczyć i szybko analizować, które słowo pasuje do tego kontekstu.

Przecież żaden nauczyciel w polskiej szkole nie potrafi wyjaśnić sens słowa “get”. Zamiast tego dostaniesz listę iluś tam znaczeń. I co z tym masz zrobić? Za każdym razem masz przez głowę przemielić to i dopasować do kontekstu? A przecież to słowo ma tak naprawdę 1 znaczenie, czyli jest to “szerokopojęta zmiana stanu”, takie magiczne zaklęcie, które zmienia twój stan. np. przedtem nie miałeś czegoś a teraz już masz, byleś gdzieś a teraz dotarłeś gdzie indziej, byłeś suchy po czym mokry bo popadał deszcz itp. Między tymi stanami dzieje się właśnie “get”.

Język obcy w szkole nie ma na celu nauczyć cię komunikowania z nativami, ale jest to zbiór ogólnych zasad językowych, które najlepiej wychodzą w komunikacji z innymi obcokrajowcami, których język ojczysty jest inny niż angielski, czyli dwóch studentów English as a second language.

Nunez jest w tej pozycji, że musi się nauczyć komunikacji w wieku dorosłym z nativami, a to już jest kierat dla przeciętnego gościa bez smykałki do nauki.

1 polubienie