Dla gospodarzy ćwierćfinał LM, to może być szczyt marzeń i myślę, że oni dobrze o tym wiedzą. Jeśli odpadną w nienajgorszym stylu z L’poolem, to z pewnością nie będą mieć się czego wstydzić. Można by nawet powiedzieć, że Liverpool musi, a Benfica może. Z tym, że my nie jesteśmy w jakiejś kosmicznej formie, a wyniki osiągamy naprawdę dzięki ciężkiej pracy całego zespołu. Stawianie nas w roli zdecydowanego faworyta może ich tylko napędzić. Podobnie, jak miało to miejsce z Interem w Milanie. Dlaczego mieliby nie dać z siebie wszystkiego na Estádio da Luz? Przecież jeśli oglądali nasz ostatni mecz, to doskonale wiedzą, że L’pool można zranić i są duże szanse na to, że w Portugalii gospodarze będą mieć swoje szanse zanim my się na dobre rozkręcimy.
Z drugiej strony Liverpool podchodząc do tego meczu nie ma się czego obawiać. Musimy jedynie skupić się na tym, aby zaprezentować najlepszą wersję swojego stylu, co w ostatnich tygodniach przychodziło dosyć trudno, ale w meczach o wysoką stawkę w większości stawaliśmy na wysokości zadania. Z wielu różnych powodów niestabilna gra w pomocy, to często nasze najsłabsze ogniwo. Klopp będzie musiał podjąć kilka ważnych i odważnych decyzji.
Być może w obronie wyjdzie Konate w parze z VVD. Czy TAA zagra od początku, czy też bezpieczniejsze będzie wystawienie Gomeza i wpuszczenie Arnolda powiedzmy na końcowe 30 minut? Fabinho w pierwszym składzie, to moim zdaniem obowiązek. Czy obok niego zagrają Thiago i Hendo? Wydaje się to najrozsądniejszym wyjściem. Czy w końcu Klopp posadzi Salaha na ławkę? Trójka z przodu musi składać się z tych, którzy prezentują najlepszą formę, więc Díaz - Jota - Mane. Firmino na drugą połowę będzie, jak znalazł. Potrafi nas pociągnąć i stworzyć coś z niczego, jak nie idzie oraz zrobić, co do niego należy, kiedy trzeba się bronić i inteligentnie przetrzymać piłkę.
Nie analizowałem za bardzo gry Benfiki, ale tak oceniając po skrótach ich dwumeczu z Ajaxem, to mam wrażenie, że Ajax właściwie miał trochę pecha. Wyszli ładnie na prowadzenie w Lizbonie po dosyć słabym kryciu Tadića w polu karnym. Później głupio stracili bramkę po nieudanej próbie wybicia piłki przez Hallera - tak to jest, jak napastnik pilnuje pozycji w polu karnym, gdzie powinien być ustawiony nominalny środkowy obrońca. Dwie minuty później jakiś kiks w obronie Vertonghena (z próby wybicia piłki po dośrodkowaniu wyszedł mu strzał we własnego bramkarza) i Ajax prowadził 1-2. Bramka wyrównująca Benfiki to też w 50% zasługa bramkarza Ajaxu, który swoją nieporadną paradą praktycznie wystawił Yaremchukowi piłkę na dobieg i dobitkę.
Rewanż w Amsterdamie, to zdaje się dominacja Ajaxu, za którą poszła duża nieskuteczność w strzałach na bramkę, o czym dobitnie świadczy fakt, że jedyny groźny strzał w światło bramki Ajax oddał dopiero w 97 minucie (to była ostatnia akcja meczu). Na Anfield takie coś się z pewnością nie wydarzy. Chyba, że po wygraniu w Lizbonie będziemy sprawdzać, czy mecz rewanżowy sam się wygra tak, jak z niepowodzeniem testowaliśmy to w rewanżu z Interem. Nunez strzelił gola na kwadrans przed końcem, niczym Jota w meczu z Watford (tyle, że po dośrodkowaniu z rożnego), i goście dowieźli skromne 0-1 do końca.
Benfica od 5 spotkań nie przegrała u siebie, ale najtrudniejszy przeciwnik, z którym się mierzyła w tym czasie to właśnie Ajax. Myślę, że jak przy obecnej formie wywieziemy wynik 0-2, to będzie naprawdę nieźle. Obyśmy tylko ponownie nie wchodzili w mecz całe 45 minut, bo niekiedy mam wrażenie, że marnujemy szmat czasu zanim wszystkie trybiki w czerwonej maszynie się zsynchronizują i zaczną działać, jak należy.