Odnosząc się do doniesień, że Arne Slot ma być trenerem, a za transfery ma odpowiadać dyrektor sportowy, Richard Hughes, pod bacznym okiem dyrektora generalnego ds. piłki nożnej, Michaela Edwardsa, uważam, że w naszych warunkach jest to dobry ruch.
To był model od zawsze preferowany przez Fenway Sport Group, za wyjątkiem ostatnich lat, kiedy to Jürgen Klopp, po ówczesnym odejściu Michaela Edwardsa, wybił się bardziej na “niepodległość” w kwestii transferów.
Jaki był tego efekt? Trudno tak jednoznacznie powiedzieć, bo na pewno następcy naszych mistrzowskich graczy nie do końca (jeszcze?) spełnili pokładane w nich nadzieję. Czy to była wina większej decyzyjności Kloppa, czy też braku dostępności klasowych następców na tych pozycjach? Dziś możemy już chyba tylko gdybać.
Tak czy inaczej, model, w którym trener jest jednocześnie odpowiedzialnym za transfery menedżerem, nie jest zły, ale do tego potrzeba dwóch rzeczy. Po pierwsze, dużych pieniędzy, żeby ewentualne błędy transferowe nie okazały się być kulą u nogi. Po drugie, sprawdzonego trenera (menedżera), który już swoje udowodnił i można mu w tym obszarze zaufać. My niestety nie spełniamy żadnego z tych kryteriów, bo o ile Klopp wywalczył sobie takie kompetencje, to o Slocie jeszcze tego powiedzieć nie można, bo od tego dzieli go bardzo daleka droga (oczywiście, o ile podoła). Jak do tego dodamy fakt, że u nas zarząd ogląda po kilka razy każdego funta, zanim go wyda, to też nie sprzyja transferowym “wariacjom”, bo każdy błąd może okazać się dla nas bardzo kosztowny.
Co do Arne Slota, gość zgodził się pracować w roli trenera, oddając pole transferowe dyrektorowi sportowemu i to mnie cieszy. Dzięki temu zapewne unikniemy wielu transferowych błędów i to nawet nie ze względu na brak wyobraźni Slota, a bardziej ze względu na fakt wielkiego przeskoku z Feyenoordu do Liverpoolu. On dopiero w trakcie pobytu będzie się uczył tego, że tu panują dużo wyższe standardy, również w zakresie rekrutacji piłkarzy, więc nie możemy sobie pozwolić na sprowadzanie “szrotu”.
Podsumowując, uważam, że pomimo powrotu do wcześniejszych praktyk, nie będzie to już taki sam “Moneyball”, jaki pamiętamy z przeszłości. Od tamtego momentu zmienił się Liverpool, zmieniły się czasy, zmieniły się ceny, zmieniła się liga oraz zwiększyła się nam konkurencja. Uważam, że, mimo wszystko, czekają nas również transfery “z rozmachem”, z tą różnicą, że nie będą one autorstwa Arne Slota, tylko Richarda Hughesa pod pieczą Michaela Edwardsa. Nie będzie też tak, że Slot będzie potulnym odbiorcą tego, kogo mu “wrzucą do szatni”. Będzie to wyglądało raczej w ten sposób, ze on będzie zgłaszał zapotrzebowanie na konkretny typ zawodnika, a oni będą mu kontraktować najbardziej optymalną opcję. Współpraca - po prostu