Przemo Rudzki :Z dużym zainteresowaniem czytam teksty i wypowiedzi dzień po porażce Liverpoolu w Stambule. Piłka nożna stała się dzisiaj jednym wielkim „od ściany do ściany”. Gołym okiem widać, że The Reds mają problem, ta nowa układanka Arne Slota nie działa jeszcze tak, jak powinna. Ale. Skoro tak dobrze nie działa, a jednak w lidze dopiero co przegrali pierwszy mecz w sezonie i potknęli się w LM z przeciwnikiem, na terenie którego – umówmy się – może się to zdarzyć każdemu, to chyba warto wstrzymać konie.
Zresztą porażka z Palace, które świetnie gra w piłkę i jeszcze zleje w tym sezonie paru faworytów, jest niespodzianką, natomiast nie traktowałbym jej jako science fiction.
Zmierzam do tego, że żyjemy w świecie zaciągania hamulca ręcznego na autostradzie narracji. Nic nie może być zważone na argumenty, racjonalnie ocenione i przedyskutowane. I dzieje się tak nie tylko w ultra populistycznej przestrzeni polskiej polityki, ale również na naszym ukochanym poletku Premier League.
Jako ktoś, kto od 20 lat występuje w programach piłkarskich, dobrze wiem, jakie czyhają tam pułapki konstrukcji myślowych. Przeszedłem chyba wszystkie szczeble tej ewolucji, po drodze wywalając się z 70 razy na ryj. I widzę, że problemem wielu ekspertów w Anglii jest ściganie się w tym, kto stworzy fajniejszego, bardziej kilkalnego headlinera – bo akurat tam media nagminnie tworzą czołówki artykułów z wypowiedzi punditów TV. Ci najczęściej cytowani mają najwięcej pracy, tego chyba nie musiałem dodawać.
Na pytanie: „Co złego dzieje się z Liverpoolem?” najpewniej odpowiedziałbym dzisiaj, że nic tak strasznego, jak się tym ludziom wydaje. 15 punktów po sześciu kolejkach – no sorry, ale nie przekonuje mnie to jako starter w menu pt. „Rozważania na temat kryzysu”. Idąc tym szalonym tropem, reszta stawki ma co? Ultrakryzys? Turbodołek? Może poza Sunderlandem, grającym ku zaskoczeniu wszystkich tak skutecznie. No i Palace – pracującym jednak długo na obecną pozycję.
Arne Slot przyszedł na Anfield i w pierwszym sezonie pracy zdobył mistrzostwo. Kiedyś Liverpool czekał na tytuł 30 lat. Ale teraz, gdy ruszył nowy sezon, a na dodatek The Reds kupili tylu nowych piłkarzy, wydali tak strasznie dużo pieniędzy, odgórnie uznano, że powinni wygrać wszystkie mecze w sezonie po 8:0, a każda stracona bramka, punkt i każdy przegrany mecz urastają do jakiegoś olbrzymiego utrapienia.
Uważam, że ładniej w piłkę gra Arsenal, ale czy zaryzykowałbym dziś tezę, że jest faworytem do wygrania ligi? Nigdy w życiu. Postawię na zdrowy rozsądek i powiem, że jednak Liverpool. Totalnie nie lekceważyłbym Manchesteru City, który wszyscy przestali poważnie traktować. To będzie dziwny sezon, tak mi się wydaje. Ale wciąż Liverpool rozdaje karty, bo ma najmocniejszą kadrę, bardzo dobrego menedżera, no i tak wynika z tabeli, ona nigdy nie uwzględnia tego, czy ktoś miał farta, wygrał dzięki bramce w ostatniej minucie, czy w szesnastej, kto leczył kontuzje u rywali, i jakie kto miał posiadanie piłki w sierpniu.
Getty