Robił się burdel i offtop w innym temacie więc powstał taki temat i bardzo dobrze. Będzie o własnych odczuciach bo też tak to widzę, nie będę oceniał autora itp. Nigdy nie paliłem papierosów, marihuany, z 10 razy w życiu może zdarzyło się sziszę. Narkotyki nigdy mnie nie pociągały, wolałem się napić, słuchałem Dżemu, Kasy Chorych, Hendrixa, podziwiałem za muzykę ale nie za styl życia i branie. Czytałem Kotańskiego. Uważam to za totalny syf, bagno, w obliczu teraźniejszej techniki i dostępu do informacji nie można powiedzieć jak w latach 80. że nie wiadomo co to jest. Zresztą co to za wymówka. Pamiętam, że w którejś książce o Ryszardzie Riedlu był chyba przepis na kompot czy coś w tym rodzaju…gruba przesada.
Dużo biegałem i bałem się, że papierosy czy używki mogą mi zaszkodzić.
Syn znajomego na Litwie nie mógł kupić energetyka bo tam podobno są dla osób 18+.
Co do kultury picia we Francji, Włoszech itp itd. Byłem tylko we Francji jako 12 letni chłopak więc nie piłem ale słyszałem, że to wino do obiadu nie ma nie wiadomo ile procent i chyba też przepijają je wodą. Mogę się mylić ale gdzieś mi tak utkwiło w pamięci.
Kiedyś znajomy, który mieszka w Republice Czeskiej mówił, że normalnie w automatach na uczelniach jest piwo typu pils czy lager. Tylko ma ono 2, 3 %. Sam takie kupowałem w sklepach. Jakie u nas to są piwa? Same radlery, smakowe itp. Sam Harnaś czy Żubr mają chyba z 5 czy 6 %, nikt u nas nie produkuje (czy też nie warzy) piwa jasnego typu lager czy pils o zawartości 2, 3 % żeby sobie wypić do obiadu. Sam Žatecky ciemny czy Kozel ma coś ok. 3,8 %. Czy tak jest naprawdę nie miałem okazji sprawdzić ale co chodziłem do českiej hospody to burd nie było, a towarzystwo nie wyglądało na ciekawe 
Swego czasu studiowałem, mieszkałem w akademiku, piłem codziennie 1 piwo, przy imprezach trochę więcej, potem były codziennie 2 piwa, kupowałem cały transporter (20 sztuk) piwa. I gdzieś zapaliła mi się lampka, że chyba idzie to w złą stronę, odstawiłem wtedy alkohol na długi czas.
Kiedyś pracowałem w barze z kraftowym piwem, bardzo blisko domu, na piechotę 3 minuty, no to piwkowałem też sporo. Ale byłem też młodszy, były tak zwane zlewki (jak się kończyła beczka i podpinało nową, to powstawało od 4 do 10 szklanek piwa, np. malinowe pomieszane z jakąś ipą). Wylać? No szkoda, a i tak szło to na straty. Kończyło się pracę i siedziało z tym co zamykał knajpę. Ale też nie zawsze.
Piję głównie piwo, bo mi smakuje, apy, ipy, portery, pszeniczne itp. Czy jak mi smakuje, to jestem alkoholikiem? Nie nazwałbym się tak, potrafię kupić od 4 do 6 piw, które potem stoją w lodówce czy spiżarce i przez długi czas mogę ich nie ruszać. Sezonuję portery, mam ich około 24 sztuk, niektóre stoją 7 lat. Teraz jak wypiję jedno piwo w tygodniu to jest max, praca, rodzina, jazda samochodem, nawet już nie mam ochoty walić po 2, 3 piwa. Obecnie mam urlop od 14.04, jestem na drugim wyjeździe, dotychczas z całego alkoholu wypiłem jedno piwo. Kiedyś kupiłem Ballantainsa (czy jak się to tam pisze), otworzyłem, nalałem może z pół szklanki i dalej tak stoi.
Co mi się jeszcze rzuca w oczy w Polsce, każde urodziny (dziecka czy dorosłego) impreza, komunia, grill nie może obejść się bez alkoholu. Od kiedy pamiętam też ten alkohol zawsze był jak jechaliśmy do kogoś z wizytą.
My z żoną urodziny naszej córki zrobiliśmy bez alkoholu, wesele było bez alkoholu. I nie wszystkim się to podobało. Mentalność typu “ze mną się nie napijesz” zawsze napawała mnie żenadą. Beznadzieja.
Koleżanka siostry opowiadała historię jak jej kilkuletni syn z łokcia potraktował denko od soku Kubuś. Gdzie się tego nauczył, podpatrzył? Raczej nie w przedszkolu. Przy dziecku staram się nie pić, czasem do wieczornego meczu wypiję piwo.