Osobiście uważam, że najważniejszym kryterium w całym temacie jest głowa. Wszystko jest dla ludzi, wliczając w to wszelkiej maści używki. To my decydujemy o tym, czy i w jakiej ilości. Tak długo, jak decyzję podejmujemy w pełni świadomie, podchodząc do tematu odpowiedzialnie, jest w porządku. Problem pojawia się wtedy, gdy używki zaczynamy traktować rutynowo na zasadzie “raz dziennie to nie nałóg”, “piwo jako stały element na liście zakupów w Lidlu”, “wino jako integralna część posiłku”, wtedy łatwo doprowadzić do utraty kontroli, a co za tym idzie, uzależnić się od pewnych schematów, zachowań.
Abstrahując już lekko od samego alkoholizmu, warto pamiętać, że alkohol to trucizna, w każdej postaci i w każdej ilości. Prowadzi również do otyłości, ze względu na wysoką kaloryczność oraz do wielu innych chorób ze względu na wysoki indeks glikemiczny (w przypadku piwa oraz innych produktów alkoholowych zawierających węglowodany).
Sam pochodzę z rodziny, gdzie ojciec był nałogowym alkoholikiem, a wódę musiał pić nawet w nocy. Doszedł do momentu, gdzie nie był w stanie trzeźwieć. Dla mnie miało to ten plus (jakkolwiek to brzmi), że dzięki temu nigdy w życiu nie sięgałem ani po alkohol (poza totalnie sporadycznymi okazjami), ani po żadne inne używki, gdyż miałem idealny przykład na co dzień, do czego to prowadzi.